poniedziałek, 26 kwietnia 2021

30 lat minęło… czy „reszta jest milczeniem”…

 


"To poprzez czyn człowiek tu, na ziemi, rozwija swoje człowieczeństwo

 JP II

„Nie możemy rozwiązać problemu, pozostając na takim samym poziomie świadomości, na jakim byliśmy, kiedy ten problem się pojawił”.

 A. Einstein


Los bywa przekorny stąd, pomimo, że myślami w temacie dzisiejszego wpisu jestem od… co najmniej kilku tygodni, czyli od chwili ponownego przeczytania książki Pani Urszuli Krzyżanowskiej-Łagowskiej, zatytułowanej „Idea samorządności”, to dopiero dzisiaj fizyczność pozwoliła mi na napisanie tych paru zdań. A że lektura to bardzo pouczająca, to i odwołań do słów jej Autorki będzie dzisiaj sporo. 

Zatem z tygodniowym opóźnieniem, ale za to w jednoznacznym nawiązaniu do daty 19 kwietnia sprzed 30 lat, będzie dzisiaj słów kilka o … SAMORZĄDZIE ZAWODOWYM… Niektórzy pewnie stwierdzą, że znowu*…, ale dzisiaj to będzie raczej …mimo wszystko…, bo jakby na to nie patrzeć, to od kilku już miesięcy jestem formalnie poza tematem… 

Czas płynie… nie wiedzieć kiedy minęło 30 lat od formalnego powołania Samorządu Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Mimo, że osobiście moja „obligatoryjna” do niego przynależność rozpoczęła się cztery lata później (nomen omen opisane dość szczegółowo  w tejże pozycji książkowej), to wspomniany już przeze mnie dzisiaj los, splótł dość pokrętnie moje z nim ścieżki, od samego początku. Przynajmniej we wzajemnym datowaniu istotnych dla nas obu zdarzeń. Gdy w 1991 roku następował „poród” bytu zwanego „samorząd zawodowy”, moje dziecięco młodzieńcze plany zostały zweryfikowane i …nie dostałam się na wymarzone studia. Odczuwane przeze mnie wówczas powołanie, było jeszcze na tyle silne, że skorzystałam z zasady „do trzech razy sztuka” … i nie wiedzieć kiedy, w zamian odczuwanego powołania do nieco innych ról… zostałam pielęgniarką… A że osobowościowo było mi, bardzo po drodze z ustawowo przypisywaną pielęgniarkom „samodzielnością i autonomią”, to w połączeniu z wyniesioną z domu, rzetelnością i starannością wykonywania wszelkich działań, poskutkowało zadawalającymi i dla mnie osobiście, efektami… tyle tylko, że różnie niestety ocenianymi, już przez innych, w dającej się już wówczas dostrzegać zależności, od przede wszystkim … punktów siedzenia oceniających... Dla poniższego opisu są one o tyle ważne, że niezależnie od wspomnianych różnic w postrzeganiu, coraz silniej splatały mnie z samorządem, rozumianym przeze mnie, jako „my”. Nie mogło być chyba inaczej, skoro na mojej drodze, niemal na starcie, jako nauczyciele pojawiły się takie osoby jak: Pani Grażyna Rogala-Pawelczyk (Przewodnicząca Naczelnego Sądu Pielęgniarek i Położnych I Kadencji, późniejsza także i Prezes tegoż samorządu, a obecnie w VII jego kadencji Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej), czy Pani Teresa Włochal (Wiceprzewodnicząca Komitetu Organizacyjnego Samorządu Pielęgniarek i Położnych, Przewodnicząca Prezydium I Krajowego Zjazdu, później także i wice Prezes), a koleżanką ze studiów była Małgorzata Zys – obecnie Zapłacka (stanęła na czele Ogólnopolskiego Komitetu Organizacyjnego Izb Pielęgniarek i Położnych, jako Pełnomocnik Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej). Bezcenną dla mnie nauką, była także możliwość samodzielnego wnioskowania w oparciu o osobiste spostrzeżenia i obserwacje mające miejsce w czasie kolejnych splotów okoliczności samorządowego, mojego istnienia, z wspomnianymi powyżej Paniami. Za morał może posłużyć pierwsze z obiecanych odwołań do słów Pani U. Krzyżanowskiej-Łagowskiej:

Jakimi dziwnymi drogami rządzi się życie, a sprawiedliwość, rozumiana w naszym, ludzkim znaczeniu, wcale nie jest najważniejsza i nie decyduje – dumałam. A jednak sprawiedliwość istnieje w planie życia… mamy tu do czynienia ze <<sprawiedliwością odroczoną w czasie>>. Bywa, że ten czas bywa dłuższy niż nasze życie, przez co możemy tej sprawiedliwości nie doświadczyć. Ja jednak w nią wierzę…”. Ja także, być może z naiwnością dziecka, ale niejednokrotnie już i na własnej skórze przekonywałam się, że dobra intencja, nie może być karana. Co próbuje mi niekiedy wmawiać jedna z moich koleżanek, z grupy tych znacząco doświadczonych przez tzw. „samorządność zawodową”, ale tę wręcz pokracznie rozumianą. Dlatego też, zwłaszcza w tych obecnych okolicznościach, tego mojego „mimo wszystko”, chcę wierzyć, że po prostu  „Czasami nie otrzymujemy w  życiu tego, co słusznie nam się należy. I wtedy dziwimy się, dlaczego. Ale jeśli trochę poczekamy, to się okaże, że otrzymamy więcej…” tyle tylko, że z cierpliwością u mnie jest jeszcze nie najlepiej, ale cały czas się uczę (prawie jak Prezydent…, a prawie robi wielką różnicę…). „Moje doświadczenie życiowe mówi mi, że jeśli dobro, potrzeba, pomysł i właściwy czas spotykają się i jest wykonawca – to nie ma mocnych, żeby przeszkodzić w realizacji” i póki co ja też tak mam. Hm, to chyba nazywa się optymizm? Niestety zbieżności własnych 26 letnich wrażeń i odczuć z opisanymi w książce przez jej Autorkę, dostrzegam także i w tych mniej optymistycznych. Nie są mi obce opisy typu: „Poczułam się zaszczuta, nie rozumiałam o co chodzi”…  „Co najbardziej zaskakujące, nawet niektórzy członkowie naczelnej Rady głosowali za nieudzieleniem jej absolutorium” – paradoks? Nie, to po prostu przejaw słów Seneki, że  „…tylko dla niewielu własny rozum jest najlepszym przewodnikiem”. Niestety tego typu paradoksy niejednokrotnie mogłam obserwować podczas różnych głosowań, w których uczestniczyłam, bądź z racji pełnionej funkcji jedynie je obserwowałam. W czasie których, osoby „pytające” często postrzegano, jako jedynie intruzów spowalniających przebieg obrad (bez tak naprawdę żadnych obrad, czy dyskusji).

I tak… w okolicach swojego 25 – lecia w bycie zwanym „samorząd zawodowy”, w pełni zrozumiałam o czym pisała P. Krzyżanowska-Łagowska w słowach „Misja została zakończona. Wracam do domu wprawdzie z opuszczoną głową, ale nie z pustymi rękami. Trzymam w nich skarb. Jest to skarb mądrości, która mówi: nie przywiązuj się za bardzo ani do ludzi, ani do przedmiotów, ani do tego, co materialne, ani nawet do pomysłów, koncepcji i dokonań… My możemy tylko starać się wykonać pracę najlepiej jak możemy, nie mamy jednak wpływu na jej rezultaty. Rezultat jest bowiem wynikiem złożonej rzeczywistości: naszej pracy, pracy innych ludzi, uwarunkowań polityczno – społecznych, materiału i wielu innych czynników, nawet takich jak pogoda. Niby to wszystko jest oczywiste, a jednak ciągle wpadamy w pułapkę przywiązania do swoich projektów i oczekiwań, co pociąga za sobą cierpienie spowodowane tym, że coś tracimy lub ktoś ocenia nas niesprawiedliwie. Wszystkie te uczucia nie ominęły również mnie, a okres powrotu do równowagi psychicznej trwał bardzo długo”. Więc i u mnie trwa… A w ramach powrotu do niej, piszę te słowa… Idąc za przykładem metafor, zawartych w przywoływanej przeze mnie „Idei samorządności”, Krajowe Zjazdy ujęto w nich jako momenty przełomu. I – metaforyczny poród, II – ocena wówczas 4 – latka, nota bene wówczas bardzo surowa… czas płynie szybko, wciąż czekając na kolejny VIII już zjazd, samorządowe dziecko nam dorosło i mamy 30 – latka… Chciałoby się dopisać dorosły, ale czy rzeczywiście… Skoro nadal zdają się być aktualne pytania zadane przez I jego Prezes: „Idea samorządności się ziściła. Ale czy wszyscy rozumiemy to, co w długim procesie przemian w naszym kraju i pielęgniarstwie uzyskaliśmy?” „…czy zostały pokonane podziały wewnętrzne w tym tak zróżnicowanym pod wieloma względami środowisku? Bo jeśli nie, to zdobyta waleczność obróci się przeciwko sobie samej”. „Widziałam jeszcze jeden problem: konieczność rewizji naszego wewnętrznego prawa… Skład Naczelnej Rady… liczba członków pochodzących z wyboru (30) nie równoważyła liczby przewodniczących rad okręgowych (45). Jakie zatem są siły reprezentowane w Naczelnej Radzie i czyje interesy w tym układzie są najważniejsze? Kto naprawdę sprawuje władzę w samorządzie i czy to jest dobre dla ogółu spraw i interesów samorządu?”.  Odpowiedź na nie wymusza kolejne, także i mnie od lat frapujące pytanie „jaki jest wzajemny stosunek liczby tzw. dużych i małych izb okręgowych? Gdy uświadomimy sobie te relacje, będziemy mieli odpowiedź, gdzie leży siła, a gdzie słabość samorządu”. Ponadto dzisiaj zbyt często chyba zdarza się niektórym jego członkom zapominać o tym, że „Samorządność zawodowa… nie jest związkiem zawodowym, ani partią polityczną, jest organizacją reprezentującą zawodowe, społeczne i gospodarcze interesy pielęgniarek i położnych…”. A główne jego obszary działalności to „Po pierwsze – rozwój zawodu i modeli pielęgnowania. Po drugie – warunki pracy i płacy… Po trzecie – rozwój idei samorządności i wypracowania właściwych relacji ze społeczeństwem”. 

Może to już czas, by zamienić w czyn słowa wypowiedziane przez Panią Krystynę Sienkiewicz na II Krajowym Zjeździe Samorządu Zawodowego Pielęgniarek i Położnych „Uważam, że nastąpił czas, żeby w następnej kadencji wkroczyć śmiało w świat decyzji (…), ale należy wejść w rolę podmiotu, który kreuje rzeczywistość i daje możliwość działania. Czas odzyskać samorząd (…) bo czas stawia inne oczekiwania, bo innym zadaniom trzeba sprostać (…). Odchodzącym koleżankom należy się szacunek, podziękowanie, hołd, pamięć, która zostanie zapisana w dokumentach i w naszych wspomnieniach”. Może to właśnie ten czas, czas by 30 – latek stał się dorosły? A dorosłość, to według M. Ohme między innymi: dokonywanie świadomych wyborów, odpowiedzialność, rozumienie własnych słabości, umiejętność współpracy, ale i bycia samemu, własna akceptacja, ale i wzajemne zainteresowanie, możliwość patrzenia sobie i innym w oczy. Dorastamy, gdy przestajemy milczeć, gdy „już nie chcemy lub nie możemy udawać, że trudne rzeczy nie istnieją tak, długo – jak długo udaje się przed nimi schować (…) Dorastamy wtedy, kiedy wreszcie wiemy, że nie ma to nic wspólnego z wiekiem”. 

Mottem dla obecnej, jubileuszowej, ale i pandemicznie i nie tylko …wydłużonej kadencji organów samorządu zawodowego niech będą słowa Seneki „Posiadanie władzy to przypadek, cnotą jest – przekazanie władzy”. Zatem w oczekiwaniu na …nie zapominajmy, że „W każdej zatem formie samorządności sprawą kluczową jest: kto deleguje władze, komu deleguje i na jakich warunkach deleguje” zaś „… sama moc – bez wiedzy o dobru i złu i bez zdolności do odróżniania jednego od drugiego i sprawności moralnych do stosowania tej wiedzy w życiu – nie czyni z nich ludzi szczęśliwych”. Szczęśliwości życzę…

-----

* Dla lubiących czytać, polecam także „Samorząd to My, czyli Ja i Ty tekst opublikowany w biuletynie SIPiP „Wiadomości w czepku” nr 1/2019, s. 12; „Współczesne postrzeganie idei samorządności w pielęgniarskiej grupie zawodowej” tekst opublikowany w czasopiśmie „Przedsiębiorczość i Zarządzanie” 2013, tom 14, z. 10, cz. 1, s. 361-373,  oraz blogowe wpisy z dn. 30.11. 2019; 26.09.2019; 10.06.19 – przyczynek do pisania…