piątek, 30 lipca 2021

Co dwie głowy, to nie jedna, ale czy zawsze?

 

 „Tłum bywa niebezpieczny, głupi jest zawsze

N. Bonaparte


Sezon wakacyjny ma to do siebie, iż stwarza nam w wydaniu „na żywo”, bez mała na co dzień, możliwości obserwacji różnorodnych, grupowych i nie tylko, zachowań ludzkich dziejących się wokół nas. Zaś fakt, kilkumiesięcznego, z racji kwarantannowego, ale i po części dobrowolnego odosobnienia, zdecydował w dużej mierze o tym, że pojawił się u mnie wręcz ich niedosyt. Zaspakajany jedynie na poziomie minimum, czymś na miarę substytutu, za jaki można uznać przegląd wszelkich możliwych zasobów internetowych. Co być może przyczyniło się do tego, że nastąpiło u mnie swoiste „wyostrzenie się wzroku” w tym obecnym nań patrzeniu… A może jest to po prostu wynikiem moich osobniczych uwarunkowań. Mam niemniej nadzieję, że choć po części, zdeterminowały je także dość obficie przyswojone przeze mnie zasoby literaturowe. Zaczytywane przeze mnie na przełomie kilkudziesięciu lat. W poszukiwaniu uzasadnień dla doświadczanych osobiście okoliczności, ale i sytuacji, obserwowanych w obrębie środowiska pielęgniarskiego. Natomiast bezpośrednim przyczynkiem do napisania tego postu, było zapoznanie się z kolejnym, w krótkim odstępie czasu tekstem, poruszającym tytułową kwestię. Był on, jak i poprzednie, odebrany przeze mnie, jako coś na miarę… apelu o… integrację społeczną środowiska pielęgniarskiego, wzajemną współpracę, współdziałanie, wykazanie się zbiorową inteligencją, czy też wręcz o… myślenie zbiorowe. I tak jak popieram w pełni i obiema rękoma, integrację i współpracę, czy też każdą formę współdziałania, na marginesie każdorazowo dodając „zdrowego”, czyli opartego na partnerstwie. Tak do wszelkich, kolektywnych działań podchodzę z "pewną taką nieśmiałością". Dzisiaj, mam już 100% pewności, że takowe są możliwe, ale jedynie przy zaistnieniu ściśle określonych okoliczności. Niemniej zawsze muszą być one oparte na przede wszystkim wzajemnym zaufaniu osób je tworzących. Zaufaniu, które sprzyja także i tworzeniu się późniejszych, między nimi wzajemnych, realnych i zachowywanych w dłuższym odstępie czasu (Antoszkiewicz, Robbins), a nie jedynie bliżej niedookreślonych, więzi i relacji międzyludzkich. Dlatego też przy wszystkim, tym co warunkowane jest rzeczoną „pracą grupową”, czy też „zespołową”, w odniesieniu do opisywanej grupy zawodowej, zalecałabym co najmniej, daleko idącą ostrożność. Postaram się swoje stanowisko uzasadnić, przywołując słowa kilku autorów.

Skoro podstawą wszelkiej współpracy, a zatem i każdego działania podejmowanego wespół z kimś…, jest ZAUFANIE, to czym zatem ono jest? Za Nowakowskim podam, iż „Przez zaufanie rozumie mechanizm oparty na założeniu, że innych członków danej społeczności cechuje uczciwe, kooperatywne zachowanie oparte na wspólnie wyznawanych normach”. „Powoduje ono przewidywanie lub oczekiwanie związane z zachowaniami innych osób. Zaufanie osoby A do osoby B oznacza, że osoba B działa w dobrej wierze i zawierając umowę, ma co najmniej taką samą gotowość do jej zrealizowania jak osoba A”. Natomiast Robbins opisując skuteczny zespół, wskazuje wręcz na potrzebę „wysokiego stopnia wzajemnego zaufania”. Uznając, iż jest to „wiara każdego z członków w prawość charakteru i zdolność pozostałych”. Charakteryzując go pięcioma wymiarami. Przy czym podkreśla, że PRAWOŚĆ i KOMPETENCJE, by móc mówić o jakiejkolwiek współpracy, czy integracji w zespole, muszą w świadomości wszystkich bezwzględnie zaistnieć. Pozostałe: lojalność, otwartość, konsekwencja, zdają się mieć wpływ jedynie względny. Najlepsze efekty dając jedynie przy zachowaniu w ich zakresie, czegoś na miarę złotego środka. Ponieważ np. ślepa lojalność np. względem istniejących nieprawidłowości, czy tez zbytnia otwartość, choćby ta nosząca znamiona niestosowności lub ośli wręcz upór, połączony z brakiem rzeczywistej racji, opisujące daną osobę, w kontekście jej funkcjonowania w obszarze zawodowym, raczej ogółowi tego środowiska, korzyści nie przyniesie. Sztompka zwraca ponadto uwagę, na fakt, iż poza wymiarem kulturowym dla odczuwanego poziomu zaufania, istotne są m. in.: „poziom trwałość systemu obowiązujących reguł, przejrzystość organizacji, stabilność porządku społecznego, podporządkowanie władzy regułom prawa, odpowiedzialność osób i instytucji”, co w kontekście opisywanej grupy zawodowej, szczególnie obecnie, nie pozostaje bez znaczenia. Tak jak i to, że niejako w analogii do zapałki… zaufanie tracimy tylko raz…

Encyklopedia Zarządzania, współpracę i zespołowość definiuje, jako osobliwą formę działania, charakteryzującą się „…nie tylko współzależnością w osiąganiu celów i poczuciu współodpowiedzialności, ale także zaufaniem i skuteczną komunikacją między członkami… O chęci do współpracy decydują m.in.: wyrozumiałość, empatia, gotowość do niesienia pomocy, tolerancja, czy cierpliwość”. Mając wszystkie powyższe na uwadze, widzę i to pomimo własnej wady wzroku, bardzo wyraźnie, możliwości niesione poprzez kolektywne podejmowanie działań. W pełni rozumiem też zjawiska opisywane w literaturze, jako korzyści, czy też pozytywy warunkowane funkcjonowaniem zespołowym. Do których zalicza się m. in.: efekt synergii, występowanie rozsądnej krytyki, wspieranie twórczego entuzjazmu, wyższa siła psychiczna, czy też pełnienie przez zespół roli bodźca społecznego działania. Być może właśnie sama ich świadomość, potęguje u mnie poczucie rozczarowania, towarzyszące mi za każdym razem, przy ich braku. Traktuję je każdorazowo w kategorii także i osobistej porażki. Mając pełną świadomość, iż chyba jedyną receptą na porażki w tym obszarze, była jest i pozostanie komunikacja, to wiem już także, że by móc im skutecznie zaradzać, trzeba jeszcze mieć się z kim komunikować… Niemniej jestem już chyba na takim etapie życia, że dość łatwo przychodzi mi rezygnacja z dalszych prób i jakichkolwiek działań, w okolicznościach, w których zespołowymi, są już na samym starcie, jedynie z nazwy. W rzeczywistości zaś najczęściej okazujących się być czymś na miarę „dźwigania zbędnego balastu”. Na pocieszenie pozostaje mi wówczas jedynie fakt, iż w literaturze przedmiotu, autorzy odnoszą swoje opisy do nie tyle działań grupowych, jako takich, a tylko i wyłącznie… zespołowych.  Odnosząc je do zespołu, nie tylko z nazwy nim będącego. Warto także omawiając te zagadnienia, każdorazowo nadmieniać, iż nie powinno się, niekiedy zupełnie bezkrytycznie, stosować zamiennie pojęcia: grupa i zespół, bo to nie jest to samo. Jak zauważa Potocki „Zespół jest formą rozwojową grupy… <definiując pojęcie zespół> wskazują na czynniki świadczące o jego dojrzałej formie”. Grupa to, za Adairem „… zbiór ludzi, który posiada większość, jeśli nie wszystkie z poniższych cech charakterystycznych: dające się zdefiniować członkostwo…, świadomość grupy…, poczucie wspólnego celu…, wzajemna współzależność…, współdziałanie…, zdolność działania w jednolity sposób). Słowo grupa (z j. niem.) oznacza grono, grupkę ludzi, pęk lub węzeł... „…sugerują zatem pewną liczbę osób lub rzeczy, wziętych razem i nic ponadto”. By móc liczyć na ww. wszelkie pozytywy płynące z podejmowania kolektywnych działań, a przede wszystkim na sygnalizowany w ww. apelach „efekt synergii”, poza ww. już elementami zaistnienia danej zbiorowości, konieczne stają się i pewne „dodatki”. Charakteryzujące już nie tyle grupy, co efektywnie funkcjonujące zespoły. Antoszkiewicz uznaje, iż zespół jest specyficzną grupą ludzi, która m.in. przejawia chęć do podejmowania wspólnych działań, czy też posiada poczucie doń przynależności. Robbins natomiast poza już ww. dodaje jeszcze m. in.: zaangażowanie się wszystkich we wspólne dążenia – zgodnie z wizją i celami, uprzednio wspólnie ustalonymi oraz podkreśla rolę i znaczenie przywództwa. Wszak nie od dzisiaj wiadomo, jak ponoć mawiał Bonaparte, że „Armia baranów, której przewodzi lew, jest silniejsza od armii lwów prowadzonej przez barana”. Mój sceptycyzm w promowaniu „zbiorowego myślenia” bierze się jednak przede wszystkim stąd, że obserwując środowisko zawodowe, od ponad dwudziestu pięciu lat, mogłam zdecydowanie częściej dostrzec, a niekiedy i osobiście doświadczyć, negatywnych przejawów związanych z pracą kolektywną/zespołową. Opisywane w literaturze przedmiotu, m. in.. jako: 

Myślenie grupowe, pojawiające się zazwyczaj wówczas, gdy „pragnienie zgody przeważa nad zdrowym rozsądkiem”. Wybierając wariant nie najlepszy, ale taki który najlepiej godzi różne poglądy (ach ten kompromis). „Stworzone zostało po to, by usprawiedliwiać porażki i dawać przyzwolenie na popełnianie błędów” (Wekselberg). Powodowane jest m.in. iluzją jednomyślności, wymuszaniem konformizmu, autocenzurą, czy też szantażem lojalności itp.

Ogłupienie grupowe, nieco ostrzejsza postać myślenia grupowego. Występuje wówczas, gdy zespół sztywno trzyma się jednego pomysłu lub kierunku działania. Może być wynikiem obecności w zespole osoby wybitnej, będącej specjalistą w określonej dziedzinie i o ustalonym autorytecie. Wówczas jej propozycje są przyjmowane bezkrytycznie, szczególnie niebezpieczne dla zespołów w których występuje jednorodność pod względem wieku i stylów myślenia. Ludzie w grupie są skłonni bardziej wierzyć komuś, kto wykazuje większą pewność siebie. Nie zawsze taką, która oznacza, „…że w spotkaniu z ludźmi jesteś sobą, bo wiesz, że z nikim nie musisz się porównywać”.

Polaryzacja grupowa, to szczególny przypadek myślenia grupowego. Polegający na wyostrzeniu, bądź złagodzeniu w kontekście ryzyka indywidualnych decyzji względem decyzji odejmowanych zespołowo. Przejawia się to tym, że osoby ostrożne będą jeszcze bardziej ostrożne, osoby lubiące ryzyko będą jeszcze bardziej ryzykowały.

Lenistwo społeczne (za Stalewskim inaczej nazywane próżniactwem społecznym, stratą motywacyjną, inhibitacją społeczną, czy też podróżowaniem na gapę). Jest to skłonność do wydatkowania mniejszej ilości energii w pracy zbiorowej, aniżeli indywidualnej. Co jest wynikiem ograniczonego zaufania względem innych. Zakładamy wówczas, że nie wszyscy jednakowo przykładają się do pracy, także sami zaczynamy przykładać się mniej. Może być wynikiem założenia o braku ewentualnej indywidualnej odpowiedzialności.

Konformizm grupowy, pojawiający się w sytuacji, gdy członkowie zespołu pragnąc ciągłej akceptacji z jego strony, są skłonni podporządkować się obowiązującym normom. Stąd niekiedy podporządkowanie się, to jedynie ucieczka przed izolacją, czy wręcz wykluczeniem. Poza tym, jeżeli człowiek ma niską samoocenę, szybciej i łatwiej podporządkowuje się grupie. Poza tym mylący pokorę z serwilizmem są wśród nas. No i sama skłonność do konformizmu jest tym większa, im niższa pozycja w hierarchii. Niekiedy, w sytuacjach skrajnych, samo wywieranie nacisku na podporządkowanie się normom zespołowym, staje się normą.

Mając na uwadze wszystkie powyższe, przy formułowaniu wszelkich planów działań niesamodzielnych, każdorazowo dokonujmy zawsze obiektywnej (na ile to tylko będzie możliwe) oceny posiadanego, ale tylko tego rzeczywistego potencjału. A następnie zestawmy go z tym, co byłoby nam niezbędne dla wywołania oczekiwanego efektu pozytywnego (choćby tej „mrówkowej” synergii). A co najważniejsze dokonujmy każdorazowo także, a może przede wszystkim i oceny ryzyka wystąpienia efektu negatywnego. Ponieważ nawet to najmniejsze ryzyko w tym przypadku jest szalenie niebezpieczne. Może nam finalnie wyjść nieco inaczej, jak w tytule i będzie „co dwie głowy tonie jedna”. By nikt nie tonął, może zawczasu darujmy sobie integrowanie z cwanymi, leniami, czy też strusiami z głową poza piaskiem, jedynie incydentalnie, i to tylko w komentarzach na fb, czy innych takich. I chyba najważniejsze, to nie traćmy czasu i energii na wszelkiego typu „gołębice”, parafrazując mojego ulubionego bohatera dawnego „szpitalnego” serialu, dr Strosmajera. Wszak „Dwa półgłówki nie tworzą całej głowy” (Kotarbiński), a do tego są niebezpieczni jak pisał Goethe „Głupi i mądrzy ludzie są nieszkodliwi, tylko półgłówki są niebezpieczne”. Proponuję Kartezjańskie „myślę więc jestem” w ramach kształtowania samodzielności, ale i dopuszczenia różnorodności, mimo wszystko pozostawić bez zmian… by uniknąć ewentualnego, zbyt dużego wpływu większości. Ponieważ zdając sobie sprawę z tego, że „Większość jest głupia. Im większa większość, tym głupsza” (Mrożek), a „Wszelkie stadne skupiska, to azyl dla beztalenci” (Pasternak). W konkluzji napiszę jedynie, to czego jestem już pewna, i wiem fakt: siłą każdej wspólnoty, grupy czy zespołu są: wiedza, umiejętności i zdolności osób je stanowiących. Niemniej tylko i wyłącznie wtedy, gdy stanowią one w tym wspólnym „worku” komplet.