sobota, 30 listopada 2019

Dokąd zmierzamy? Czyli rozważania o … samorządzie zawodowym

Wyborów dokonuje się w kilka sekund, a ich skutków doświadcza się przez resztę życia” 
Paolo Giordano

By uniknąć zbyt dużej dawki subiektywizmu, policzyłam do 10 … dni, które upłynęły od zebrania wyborczego, w którym z racji bycia członkiem samorządu mogłam uczestniczyć osobiście. Kilka wniosków, które na bieżąco formułowałam w swojej głowie, już od momentu nieco spóźnionego (o 15 min), rozpoczęcia spotkania, poprzez dość przewidywalny w formule przebieg, do chwili jego zakończenia (po ok. 50 min), pozwolę sobie pominąć, by i tak finalnie w procesie przyzwoitości i autocenzury ich nie wycinać. Ponadto by uprzedzić czytającego, już na wstępie napiszę, iż byłam jednym z dwóch kandydatów, którzy przez łącznie 17 osób uczestniczących w zebraniu i uprawnionych do oddania swojego głosu na 9 kandydatów na delegatów, nie zostali nań wybrani. Te 17 osób stanowi niestety dość skromny odsetek uprawnionych do głosowania w rejonie w ogóle, bo jedynie ok. 6%. Zatem może powoduje mną osobista frustracja, czy też moje osobnicze uwarunkowania, że nawet nie o tę frekwencję chodzi, bo jako największą porażkę naszej samorządności postrzegam fakt, że na tymże zebraniu chyba nikomu, poza moją osobą nie zależało tak na prawdę, na dokonaniu rzeczywistego wyboru, w oparciu o choćby minimalną prezentację każdego z kandydatów, czy co według mnie jeszcze bardziej istotne, chęci poznania go pod względem tego, jakie działania zamierza podjąć na rzecz środowiska, już po zostaniu tymże delegatem. A ponoć „Są dwa pytania, które człowiek musi sobie zadać. Pierwsze brzmi: Dokąd idę? A drugie: Kto idzie ze mną? Jeśli kiedykolwiek postawisz sobie te pytania w złej kolejności masz problem…”. Pytanie czyj to jest zatem problem, że w ww. głosowaniu pytano tylko o to z kim?, pozostawię je czytającemu bez odpowiedzi, z prośbą o pamięć, że te jednoznacznie dające się w tym przypadku określić „grupy wzajemnego wybierania”, to finalnie są ponoć członkowie – przedstawiciele całego SAMORZĄDU ZAWODOWEGO. Zaś od siebie dodam słowami K. Nosowskiej „Warto nauczyć się wstydzić i rumienić za samego siebie”, uzupełniając je o słowa Platona, skierowane do licznych nieobecnych na ww. zebraniu „Zbyt mądrzy na angażowanie się w politykę, są karani rządami głupszych”. W uzasadnieniu dla całości podam natomiast cytat za G.B. Shaw „2% ludzi myśli, 3% ludzi myśli, że myśli, 95% ludzi prędzej umrze niż pomyśli”, poza tym nie należy nigdy zapominać, iż „W każdej formie samorządności sprawą kluczową jest: kto deleguje władzę, komu deleguje i na jakich warunkach” [1].
Dzisiaj postrzegam, zaistniałe zdarzenia, w sposób jakże trafnie opisany kiedyś przez U. Krzyżanowską-Łagowską, moja „Misja została zakończona. Wracam do domu wprawdzie z opuszczoną głową, ale nie z pustymi rękami. Mam w nich skarb. Jest to skarb mądrości…” [1]. W tym „pakiecie” znalazły się m. in. 
  • A można? Wszystko można, to tylko kwestia odwagi”,
  •  „Im człowiek ma mniej zasad, tym łatwiej je porzuca”,
  • „Jednym z największych wyzwań w życiu jest bycie sobą w świecie, który próbuje sprawić byś był jak reszta”,
  • „Nie bój się stanąć w obronie tego, w co wierzysz, nawet jeśli oznacza to, że stoisz sam”,
  • Jestem bardzo dobrym złym przykładem”,
w uzupełnieniu
  •  „Złą przysługę wyświadcza człowiekowi, kto go chce wnieść na piedestał bogów. Czyż taki nie wie, że aby się na piedestale nie wydać karłem, trzeba być wielkości więcej niż naturalnej”,
  •  „Każdą d… można posadzić na tronie…, ale nie każda głowa jest godna korony”,
  •  „Demokracja jest festiwalem miernoty i przeciętności” niestety… 
 Jednak zawsze „Warto spróbować w życiu wszystkiego, po to chociażby, żeby poczuć się naprawdę wolnym. Jeśli potrafimy iść przez życie od niczego się nie uzależniając, wówczas jesteśmy ludźmi wolnymi. Trwając w zależności musimy zawsze być w stanie pełnej gotowości do ataku lub obrony. Pozbawiamy się w ten sposób luzu. Życie bez luzu jest udręką” [2], w podsumowaniu napiszę tylko tyle… warto było zdobyć te samorządowe doświadczenia, bez wyjątku wszystkie… Jednak słów przywołanych przez I Prezes NRPiP, za K. Sienkiewicz, że „Reszta jest milczeniem” przynajmniej na obecną chwilę nie mogę jeszcze powtórzyć, bo nazbyt mocno uznaję, że należy głośno mówić o tych kwestiach, które zniekształcają obraz samorządu zawodowego. Także i dlatego, że moje osobiste rozczarowanie w jednym tylko rejonie, do tego tylko w jednej spośród 45 okręgowych izb, nie burzy tak zupełnie mojej mrzonki o SAMORZĄDZIE ZAWODOWYM w pełnym tego słowa znaczeniu. Kolejny raz powtórzę słowa I Prezes NRPiP wypowiedziane w podsumowaniu I kadencji samorządu „Zdaję sobie sprawę z tego, iż niektórzy mogą mieć mi za złe, dlaczego ciągle wracam do tych podziałów, a nie szukam jedności i porozumienia… I cóż z tego, może ktoś zapytać, co to dało? Dało to, że ustawiczny konflikt wzbudzał energię, wzmagał siłę argumentów za i przeciw, budził entuzjazm i stwarzał atmosferę napiętą, prawdziwą i ciekawą… To były autentyczne wybory” [1]. Nadal w swojej naiwności liczę na to, że te najbliższe już toczące się w rejonach, w ocenie końcowej, będą mogły być za takie uznane. By powróciła powszechna świadomość i wiara w to, co podkreślała I Prezes kończąc swoją pracę w I kadencji, „…że samorząd był największym źródłem optymizmu, oczekiwań i wiary w lepsze zawodowe jutro” [1]. Jednak by tak się stało, członkowie tegoż samorządu, każdy z osobna powinien zdać sobie sprawę z wagi i siły wpływu swojego głosu, na jego funkcjonowanie w ogóle, a nie jedynie w najbliższych latach, trwania kolejnej kadencji, bo „Kto wie… czy w porę spostrzeżecie się, że bierzecie udział w czymś historycznym. Czy nie będziecie liczyć łat na odzieniu, zamiast przygotować skrzydła do lotu” [1]. Niekiedy, będąc dość uważnym obserwatorem, czy wręcz uczestnikiem zdarzeń, mam obawy, czy, aby obecna „koncentracja na ww. „łatach” nie spowodowała, zbyt dużych strat w liczbie „skrzydlatych” jej przedstawicieli. Nie chodzi w tym przypadku o ptactwo brodzące, czy wręcz nieloty, tylko raczej o te z grupy orłów. Jak docierają do mnie z różnych stron i przekazów opinie niektórych członków tegoż samorządu, kwestionujące samą istotę jego istnienia, to mam niestety obawy, co do dalszego jego losu. Analizując tego typu opinie nasuwa mi się każdorazowo wniosek, iż nie umiemy jako grupa zawodowa, wyciągnąć konstruktywnych wniosków z doświadczeń pionierów w tym obszarze, którzy już u zarania działalności samorządowej, zdawali sobie w pełni sprawę, iż „Całość nie jest zwykła sumą części. Zależy od relacji między tymi częściami” [1]. Powszechnie przy tym zapominając, „że gdy w środowisku zaczynamy sprzeczać się, dochodzi do ambicjonalnych rozgrywek, to wówczas przegramy, przegramy wszyscy” [1].
„…prawie wszyscy chcemy być samorządni, niezależni i wolni w słowach oraz czynach. Prawie wszyscy pragniemy, aby granice naszej wolości poszerzały się. Jednak nie wszyscy chcemy wziąć za to odpowiedzialność. Chcemy wolności; nie chcemy osobistej odpowiedzialności” [1]. Ważną rolę w tym wszystkim odgrywa indywidualne, osobiste poczucie wartości i godności, jako człowieka, każdego z członków samorządu zawodowego, którego przeciwieństwem jest jego brak, objawiający się m.in.: rezygnacją z własnych wartości, poniżaniem się dla osiągnięcia jakichś osobistych korzyści, schlebianie, ślepe posłuszeństwo, czy zachowania konformistyczne itp. Poczucie własnej wartości i godności są o tyle znaczące dla przedstawiciela środowiska pielęgniarskiego, że determinują one świadomość własnej podmiotowości, ta zaś „ jest warunkiem niezbędnym budowania podmiotowości drugiego”  człowieka, pacjenta [3]. Słowem kluczem staje się tutaj słowo wolność…
Dzisiaj w sposób szczególnie wyraźny widać, „że nie wystarczy normatywne poszerzenie wolności zawodowej jakiejś grupy (może to być również grupa pielęgniarek), by jednocześnie wolność zaistniała w praktycznym działaniu. Do tego potrzebna jest również << wolność wewnętrzna>> jej poszczególnych członków” [1]. W mojej ocenie „…zapał towarzyszący twórcom zrębów samorządu zawodowego został niestety skutecznie stłumiony” [1]. By ponownie zaistniał potrzebujemy kogoś, kto na tyle skutecznie, jak miało to miejsce w przeszłości, nada sprawie samorządności rozpędu co najmniej takiego jak  „…nadała Krystyna Sienkiewicz swoim wezwaniem do pielęgniarek, tych << od łóżka chorego>>, że to one mają się uaktywnić przy organizacji samorządu, a nie te, które do tej pory rządziły, nie przełożone pielęgniarek, które jej zdaniem, miały czas i władzę, ale niczym specjalnym się nie wykazały”, bo zdaje się, że to już najwyższy „Czas odzyskać samorząd…” [1] i oby nie był to czas  finalny. Nie będzie to zapewne łatwe, bo jak pisał Seneka „Posiadanie władzy to przypadek, cnotą jest – przekazanie władzy”. By tak mogło się stać, w podsumowaniu tego tekstu skorzystam ze słów A. Andrusa „Ludzie! Ludzie! Do cholery! Miejcie jakieś charaktery! Mniej się łamcie! Mniej się chwiejcie! Charaktery ludzie miejcie”. Pozwoli to na właściwą ocenę posiadanej „marchewki”.

[1] Urszula Krzyżanowska-Łagowska „Idea samorządności. Wspomnienia – Rozmowy – Fakty”.
[2] Urszula Krzyżąnowska-Łagowska „Znać swój los”
[3] Urszula Krzyżąnowska-Łagowska „Wartości duchowe w etosie pielęgniarskim. Duchowość, humanizm, profesjonalizm, holizm”.

3 komentarze:

  1. Moim zdaniem jedną z przyczyn takiego stanu jest ordynacja wyborcza niedostosowana do realiów. Zebrania wyborcze są często o godz.13-14-tej,co dla pielęgniarek zmianowych stanowi problem. Wiadomo, że obecnie pielęgniarki pracują na więcej niż jednym etacie (dzięki temu system jeszcze działa)i należało by dostosować sposób wyboru kandydatów do możliwości środowiska, nie wymagać wielogodzinnego oczekiwania po lub przed dyżurem. Jakim problemem jest wcześniejsze przedstawienie kandydatów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie jedynym słusznym dzisiaj rozwiązaniem jest oddanie głosu na delegata w formie elektronicznej i/lub poprostu zebranie iluś tam - wg reprezentatywnej grupy (w tej kadencji 40-50) podpisów, przy jednoznacznym wskazaniu, że jako członek izb mogę wskazać tylko jedną osobę. Wówczas i zbierającemu zależało by na właściwym zaprezentowaniu się relatywnie wcześniej w srodowisku. No ale cóż na tę chwilę mamy co mamy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze gratuluję,że nie została Pani "wybrana". Nie polecam walenia głową w mur. W moim pojęciu, wiekszy pożytek "doczesny i wieczny", niesie Pani praca naukowa. Swoją drogą, jaka średnia wieku na tym wiekopomnym głosowaniu była? Mam wrażenie, że pewne "rzeczy" muszą umrzeć śmiercią naturalną, a tymczasem warto zająć swoją własną niszę. Tak czy tak, gratuluję bycia kimś nie na miarę archaicznego samorządu.

    OdpowiedzUsuń