wtorek, 31 marca 2020

Pytania z serii ponad czasowych, tym razem: kim chcę być w przyszłości…





„Czyste sumienie jest najlepszą poduszką do spania”
M. Hłasko


Zacznę tak niestandardowo i już na wstępie odpowiem: marzy mi się i bardzo chcę... być szczęśliwym człowiekiem, ale …
Nie byłabym sobą, więc pomimo świadomości znaczenia każdego „ale”… i choć zawsze z tyłu głowy termin „przyzwoitość” mi się pojawiał, w kontekście mojego społecznego i nie tylko funkcjonowania, to zdaje się szczególnie aktualnie, w jakiś dziwaczny wręcz sposób, marzy mi się tak po prostu, tu i teraz bycie przyzwoitym i szczęśliwym człowiekiem. 
W ostatnich tygodniach, co oczywiste materiały zamieszczane w nośnikach wszelakich, koncentrują się wokół malutkiego żyjątka w koronie, jeszcze nieodgadnionego przez człowieka, ale już dzisiaj dość mocno warunkującego nasze jestestwo. Śledząc te wiadomości płynące z różnych źródeł, niejednokrotnie wywołują one u mnie osobiście, delikatnie rzecz ujmując, zróżnicowane reakcje emocjonalne… A te zazwyczaj sprowadzają nas na … by nie pisać nazbyt pesymistycznie… użyję zwrotu „ścieżki kręte”, prowadzące nas w różne miejsca, w tym i takie, w których znaleźć się z własnej woli zazwyczaj nie chcemy, a stąd to już prosta droga do szeregu schorzeń … o których dzisiaj system ochrony zdrowia jakby zapomina, więc i zdrowy rozsądek nakazuje mi tłamsić w zarodku ich przyczyny… no ale niestety nie zawsze mi się to udaje, bo i ciekawość świata znacząca, dlatego w tych gąszczach zapewnień, zawieranych w przekazach różnych, jak to jesteśmy przygotowani…, jak to sobie… radzimy… Podczas, gdy jako lubujący się od ponad dobrych 40 już lat, wnikliwą obserwacją otaczającego mnie świata osobnik, dostrzegam coś zgoła innego. Ale być może to efekt tylko i wyłącznie mojej dość już dzisiaj poważnej wady wzroku, a może po prostu wręcz ślepoty „na zbyt jaskrawe farbki’ używane w tych przekazach…
Przykładów zarówno z własnych doświadczeń, jak i przekazów wiarygodnych i potwierdzanych empirycznie, zasłyszanych z ust innych osób, mogłabym mnożyć, codziennym ich szczytem jest "występ" jak to fajnie ujęto „medialnych stenduperów” na etatach urzędniczych, nierzadko najwyższego szczebla, mówiących, a to o przygotowaniu sektora ochrony zdrowia, a to systemu oświaty, na różnych poziomach, czy też urzędów do: zarówno walki z tym groźnym czymś, ale co równie chyba ważne, otwartości instytucjonalnej na obywatela… 
A ja, jak chyba już teraz miliony Polaków, odczuwam „tę cudowną codzienność” na własnej skórze coraz dobitniej i to w różnych obszarach, czy to przygotowanie sektora ochrony zdrowia, mimo że jeszcze nie... Na pierwszej lini ognia, za co z najczęściej domowego anturarzu podziwiam koleżanki i kolegów, ale przecież w tym błogostanie przygotowania… nie daj boże spaść ze schodów, choć fakt zapaść systemowa librusów i vulcanów jakby mniej mnie dotyka, ale i tu odczuwam skutki konieczności pracy zdalnej… i tak jak jeszcze cztery miesiące temu usłyszałam na własne uszy, „nigdzie nie jest napisane, że pracodawca musi mi zapewnić komputer” na moim stanowisku pracy, tak teraz dowiaduję się, że ten sam właśnie „poleca mi różnorodne narzędzia pracy zdalnej” i cóż, że do tego potrzebne są jak w każdym, prawidłowo przebiegającym kontakcie: co najmniej dwie strony… no cóż… to życie… 
Bezpośrednim jednak przyczynkiem do napisania tego tekstu był pewien wpis adepta jednego z kierunków medycznych, mocno negujący pewne, pojawiające się w odbiorze społecznym, oczekiwanie względem przyszłych medyków, a właściwie przygotowana w odpowiedzi na ww. konkluzja, bardzo cenna nie tylko w dzisiejszych realiach zawodowych medyków. Jak zawsze świadcząca o ponadprzeciętnym poziomie jej Autora w postrzeganiu i rozumieniu znaczenia dla późniejszego profesjonalizmu obszaru „pewnej, niedającej się wyuczyć predyspozycji osobniczej”, koniecznej dla przyszłego adepta zawodu medycznego, czy też i każdego misyjnego. W tej swoistej odpowiedzi, na tę młodzieńczą negację, Autor zaleca koledze-studentowi, zadanie sobie tytułowego pytania: kim chce być? 
Od lat polecam, sama także stosując, zadawać je sobie na różnych etapach życia, zarówno studentom, jak i czynnym już zawodowo medykom, bo w przypadku tak trudnych zawodów, obarczonych znacznym ryzykiem wypalenia zawodowego, należy je zadawać sobie cały czas, by nie zatracić w tej gonitwie dnia codziennego, za … bliżej niedookreślanym czymś… przede wszystkim siebie… Zatem pytajmy siebie systematycznie, szczególnie w tych najbliższych miesiącach… a unikniemy w przyszłości osobistego dramatu, przejawiającego się publicznym krzykiem rozpaczy „przegrałam życie za 3,5 tysiąca”.
W podsumowaniu zawartej już na wstępie odpowiedzi zacytuję K. Burnetko „Nie lubię zbyt wielkich słów, ani rozmów o takich pojęciach, jak przyzwoitość. O czym tu gadać? Przecież to proste: żyć przyzwoicie, to żyć w zgodzie z samym sobą i nie szkodzić innym. Albo jeszcze inaczej mówiąc: być lojalnym wobec siebie, ale i wobec innych ludzi, dbać nie tylko o swoje dobro, ale brać pod uwagę także dobro innych ludzi i tyle. Nie ma się tu nad czym zastanawiać”. 

2 komentarze:

  1. W punkt. Zgadzam się z każdym niemalże zdaniem. I dziękuję, że umie Pani ubrać w słowa to, co gdzieś tam nieporadnie krąży po mojej głowie.

    OdpowiedzUsuń