piątek, 31 stycznia 2020

Syndrom bmw* … czy można to leczyć?

"Trzeba mieć radość
w myśleniu i myślenie w radości”
ks. J. Tischner
* nie chodzi tutaj o identyfikowaną na rynku motoryzacyjnym markę samochodów, co o maksymę używaną od czasów PRL-u, dla określenia zachowań i/lub postaw ludzi stosowanych m.in. w życiu zawodowym, gdzie kolejne symbole literowe określają: b – bierny, m – mierny, w – wierny.
Po przeszło trzech miesiącach od dnia postawienia sobie zadania, systematycznego, co dwu tygodniowego  przeglądu 45 stron internetowych okręgowych izb pielęgniarek i położnych, w celu każdorazowo stworzenia zbiorczego zestawienia linków odsyłających do terminarzy zebrań wyborczych, w momencie przygotowywania jego 11 części, uznałam, że ostatnią będzie nomen omen… część 13, ale jak to z 13 bywa, stało się inaczej… Z kilku powodów, w tym m. in. dlatego, że zgodnie z terminarzami zebrań, w zdecydowanej większości wybory delegatów na zjazdy okręgowe już się odbyły, zaś kolejne facebookowe statystyki, wskazywały, że wybrana przeze mnie ścieżka informowania środowiska o terminach i miejscu zebrań wyborczych, nie jest chyba zbyt często wykorzystywaną, stąd zdecydowałam się już dzisiaj ww. działanie zakończyć. Jednocześnie, mając na uwadze wcześniejsze swoje plany, ale także i odnosząc się do chyba najważniejszego przekazu ostatnich dni, mianowicie słów wypowiedzianych przez Pana Mariana Turskiego „Nie bądźmy obojętni…”, chcąc po trosze, powodowana chęcią zaprezentowania własnego sposobu ich rozumienia, w ramach swoistego podsumowania poczynionych przeze mnie, kilkumiesięcznych, zintensyfikowanych obserwacji i analiz środowiska zawodowego, towarzyszących mi w czasie około wyborczym, ośmieliłam się napisać jeden tylko wniosek z nich płynący. Z przykrością stwierdzam, iż w Polsce „samorząd zawodowy pielęgniarek i położnych”, rozumiany jako skupisko wszystkich jego przedstawicieli, a nie jedynie organy go reprezentujące, został zainfekowany „syndromem bmw”, trudno przy tym nie podejmując działań stricte badawczych, szacować skalę tej infekcji. Optymistycznie liczę jednak na taką, którą w stosunkowo krótkim czasie, da się opanować… w czym w znacznym stopniu utwierdził mnie "rzeszowski zryw". Nieco łagodząc wydźwięk wniosku, jako formę swoistego usprawiedliwienia dla obecnego stanu rzeczy, napiszę, że za źródło  tejże infekcji uznaję długoletnie, nadmierne obciążenie obowiązkami i niewspółmierne do niego wynagradzanie przedstawicieli środowiska zawodowego pielęgniarek/-rzy/położnych w Polsce. Zaś za, poza tradycyjnymi drogami szerzenia się tego „zakażenia”, tj.: konformizmu społecznego, czy też po prostu jednostkowo stwierdzanego w każdej grupie zawodowej lenistwa, jako przyczynek należałoby ponadto jeszcze wskazać, ponad przeciętny poziom pędu za przysłowiową złotówką, który niejednokrotnie u jednostek wrażliwych, czyli bardziej podatnych, a w tym przypadku i słabych psychicznie, stwierdzone „zarażenie” następuje niejako wtórnie, w odpowiedzi na wszechobecny dzisiaj, konsumpcyjny styl życia. 
Z uwagi na to, iż w przeszłości parokrotnie stawiano mi zarzuty o wyrażanie nazbyt krytycznych sądów i opinii, w tematach różnych, by ułatwić czytelnikowi zasadność sformułowanego wniosku, przywołam kilka (subiektywnie wybranych) z zaobserwowanych wśród przedstawicieli środowiska zawodowego, w trakcie prac nad ww. zadaniem, objawów „syndromu bmw”. I tak kolejno, za sztandarowy przykład bierności można uznać, znacząco wysoki odsetek osób, które wykazują brak jakiejkolwiek chęci czy  zainteresowania się uczestnictwem w procesie wyborczym, z drugiej strony, zupełny brak, czy też niezadowalający przekaz podstawowych informacji, dotyczących procesu wyborczego, zamieszczanych m. in. na stronach internetowych, np. informacja o zebraniu pojawia się w odstępie krótszym jak regulaminowo wskazany, pojawiające się dwa zawiadomienia o danym zebraniu, zawiadomienia o powtórnych zebraniach, co w przy obecnym kształcie regulaminu, może wzbudzić wątpliwości, przy braku jednoznacznego wskazania przyczyny zwołania kolejny raz zebrania, a być może wystarczyłaby jednozdaniowa, krótka transparentna informacja... Finalnie ww. elementy prowadzą do tego, że na zebraniach wyborczych odnotowuje się w kolejnych kadencjach, znikomy odsetek osób biorących w nich udział, co w dalszej kolejności przekłada się na to, że wybierają się wzajemnie osoby lub grupy osób, najczęściej doskonale znające i od lat poruszające się … ujmę to metaforycznie, ww. „drogami szerzenia się zakażenia”, co w znacznym stopniu przekłada się na kolejne dwa elementy tytułowego syndromu. A przecież posiłkując się słowami R. Rolland „Dobro to nie jest wiedza, to jest czyn”, zatem pomimo, że jak pisze B. Disraeli „Działanie nie zawsze przyniesie nam szczęście, ale nie ma szczęścia bez działania”, czy M. Jordan „Mogę zaakceptować porażkę, ale nie mogę zaakceptować braku próby”. Dlatego nie jest ważne, jakie robimy postępy w działaniu, bo i tak podejmując jakiekolwiek działanie jesteśmy o krok dalej, jak osoby wciąż siedzące na swoich czterech literach… W przypadku osób, które nigdy nie podjęły nawet najmniejszego trudu zaangażowania się w prace na rzecz samorządu zawodowego, można jedynie puentować słowami B. Brechta „Kto walczy, może przegrać… kto nie walczy, już przegrał”, niestety w konsekwencji ww. zachowań, przegrywa całe środowisko, prowadząc do spowszechnienia nam zjawiska mierności wokół. A przecież jej najbardziej znany chyba synonim, to bylejakość… Dlaczego zatem przedstawiciele grupy zawodowej, opisywanej jako autonomiczna i samodzielna, tak łatwo godzą się na nią? Przecież jak pisał R. Devos „Ludzie, którzy stawiają sobie mierne cele, zazwyczaj osiągają to co zamierzali. Nie dążą do niczego i niczego nie zdobywają”, skrajnie zaś „umysły mierne potępiają wszystko, co przechodzi ich miarę”. Słownikowo mierność, to inaczej małość i podłość, niekiedy objawiająca się bezinteresowną zazdrością. Co się z nami dzieje, czy nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nie angażując się, otwieramy szeroko drzwi, dla mierności? Powtórzę „nie bądźmy obojętni…”, zgadzając się ze słowami A. Eintein’a „Świat jest niebezpiecznym miejscem nie przez tych, co czynią zło, ale przez tych którzy patrzą na to i nic nie robią”, a ku przestrodze napiszę za S. Fleszarową-Muskat „Obojętność jest dobrym stróżem cierpienia”. Słownik PWN charakteryzuje mierność, „…jako niedostateczny pod względem miary, wielkości, ilości, siły, mający słabą jakość, niewielką wartość”. Mamy zatem jej przejawy w formie, np. delikatnie ją nazywając, niedoskonałego przekazu, o toczących się etapach procesu wyborczego… czy też w dość jaskrawej postaci, działania mające na celu deprecjonowanie niektórych, aktywnych reprezentantów środowiska zawodowego, czy też podejmowana szczególnie w okresie około wyborczym, zintensyfikowana działalność agitacyjna „miernych” jej przedstawicieli, działających na rzecz … przede wszystkim interesu własnego, a nie szerszego ogółu. Powtórzę tylko za H. Mankell „Gdy mało się wie, wierzy się w różne rzeczy”. Tego typu praktyki, niekiedy ocierające się, czy wręcz dające się sklasyfikować jako patologiczne dość często bazują na istotnych dla grup samorządowych aspekcie, jednocześnie stanowiącym trzeci element, spośród ujętych w tytułowym syndromie, mianowicie wierności, w tym przypadku niestety błędnie identyfikowanej ze „ślepą lojalnością”, „skrajnie, niewolniczym poddaniem”, jednocześnie pozostawiając często obserwatora bez odpowiedzi na pytanie komu? czy też  czemu?”. Kilka tat temu na jednym z wystąpień prof. Gruszewska mówiła o "paziach królowej" czy też "trójkach przybocznych" omawiając klimat sprzyjający zachowaniom mobbingowym... No cóż opis ten w wielu okolicznościach nadal jest aktualny w odniesieniu do źle rozumianej "wierności". Zapominając, że jak mawiał Ks. J. Tischner „wierność jest przede wszystkim aktem nadziei, a nie pamięci”. Z własnych doświadczeń autorki w tym przypadku przed oczyma stają obrazy „kreślenia list pod dyktando”, czy też „wcześniejszych ustaleń”… To jakby obraz charakteryzowany słowami W. Trzaskalskiego, że „Wierność psa zależy niekiedy od wytrzymałości smyczy”, pytaniem bez odpowiedzi pozostanie, na jak długo jej wystarczy?
Tak jak i w zwalczaniu chorób zakaźnych, tak i w przypadku wystąpienia opisywanego syndromu bmw, możemy zawsze rozpocząć działania profilaktyczne… Przy czym jako osoba, która daleka jest od stosowania jakichkolwiek rozwiązań siłowych, nie myślę tutaj o w pełnym słowa znaczeniu „likwidacji źródła zakażenia”… Mimo, że w tym przypadku wskazanie „rezerwuaru zarazka” byłoby chyba zadaniem dość prostym, proponuję tu jednak wszelkiego typu działania mające na celu „podniesienie odporności”, czyli przede wszystkim ciągłe uświadamianie przedstawicieli środowiska zawodowego o ryzyku jego wystąpienia. Co w przyszłości przełoży się również na dość szybko podejmowane, świadome działania, mające na celu „przecinanie dróg szerzenia się zakażenia”, gdyby syndrom bmw pojawił się ponownie. Punktem wyjścia dla ww. działań, a tym samym skutecznym lekarstwem dla tytułowego syndromu powinno stać się powszechne wypracowanie i systematyczne doskonalenie umiejętności krytycznego myślenia u wszystkich osób legitymujących się prawem wykonywania zawodu. Słowa „krytyczny”, „krytyka”, krytycyzm” pochodzą od wspólnego z gr. KRITIKOS, które oznacza zdolność wydawania sądów, ale i dostrzegania różnic i co najważniejsze podejmowania decyzji… dlatego też, pomimo konotacji z dość powszechnym dzisiaj krytykanctwem, zasadniczo wszystkim zalecam krytyczne myślenie, jako panaceum na tytułowy syndrom. Charakteryzowane przez E. Glasera krytyczne myślenie, to „1. postawa wyrażająca się w gotowości do rozpatrywania w przemyślany sposób problemów i przedmiotów, które wchodzą w zakres doświadczenia; 2. Znajomość logicznych metod rozumowania i dociekania; 3. Pewna wprawa w stosowaniu tych metod”. Zaś według definicji National Council for Exellence in Critical Thinking (1987) „myślenie krytyczne jest zdyscyplinowanym procesem intelektualnym, który polega na: 1. Aktywnej i umiejętnej konceptualizacji, 2. Wykorzystywaniu, analizowaniu i syntetyzowaniu oraz ocenie informacji uzyskanych kogoś lub sformułowanych samodzielnie, 3. Obserwacji, zdobywaniu doświadczeń, 4. Refleksji, rozumowaniu, komunikowaniu”, niezapominając o tym, iż myślenie krytyczne … to swoiste przebudzenie umysłu, aby być gotowym badać i samego siebie. Zdaniem L. Elder, R. Paul osoba myśląca krytycznie, to taka, która do życia podchodzi „…w sposób racjonalny, refleksyjny i pozbawiony uprzedzeń”, a czyż nie jest to charakterystyka spójna z opisem reprezentanta zawodu misyjnego? W podsumowaniu pozwolę sobie „po gdybać”, prowokując czytelnika do dokonania analizy własnego przykładu, w oparciu o dwa proste pytania… czy w sferze zawodowej myślę krytycznie? czy dostrzegam u siebie objawy tytułowego syndromu bmw? No cóż, chcąc nie chcąc, trzeba myśleć. Dlaczego więc nie myśleć z rozmachem? Niestety zgadzam się z The Skeptic’s Dictionary, że „Myślenie krytyczne jest aktem nienaturalnym. W zgodzie z naturą dążymy do potwierdzenia i obrony przyjętych przekonań, nawet do poziomu irracjonalności” i być może właśnie dlatego mamy to co mamy… za F. Outlaw powtórzę „Uważaj na swoje myśli, stają się słowami… Uważaj na swoje słowa, stają się czynami… Uważaj na swoje czyny, stają się nawykami… Uważaj na swoje nawyki, stają się charakterem… Uważaj na swój charakter, on staje się Twoim losem”. To Ty jesteś reżyserem własnej przyszłości, a zatem słowami L.M. Montgomery „Pamiętaj, że wszystko można zacząć od nowa. Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów…” więc „Zacznij od robienia tego, co konieczne, potem zrób to, co możliwe, nagle odkryjesz, że dokonałeś niemożliwego” Św. Franciszek z Asyżu. Powodzenia i …odwagi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz